Chociaż jeszcze do niedawna turbodoładowane silniki w motocyklach były jednostkowe, to wraz z upływem czasu i technologii zostajemy zasypywani kolejnymi informacjami od czołowych producentów jednośladów, którzy decydują się zamontować turbo. Rąbka tajemnicy tym razem uchyliła Yamaha, dodatkowo tłumacząc zasadność takiego posunięcia. Możecie być zaskoczeni.
Pierwsze informacje od japońskiego producenta motocykli dotyczące budowy turbodoładowanego silnika pojawiły się już w pierwszej połowie 2019 roku. Krążące wówczas w Internecie szkice sugerowały, że Yamaha pracowała nad dwucylindrowym silnikiem, który w praktyce był trzycylindrowcem zapożyczonym z modelu MT-09, skróconym o jeden gar. Opublikowane niedawno materiały pokazują, że nastąpiła dosyć znacząca zmiana – turbodoładowana jednostka ma zostać oparta na silniku trzycylindrowym.
GSX-R 1000 2008 w 4,3 sekundy do 300 km/h bije rekord świata na 1/4 mili!
Według informacji silnik ten trafił już do prototypu i ma pojemność 837 cm3, czyli identyczną jak w przypadku jednostki z pierwszej generacji MT-09. Turbodoładowany ma jednak mieć wydłużony skok tłoka wynoszący 73 mm, ale mniejszą średnicę – 67,5 mm. Taki zabieg ma za zadanie podnieść moment obrotowy na niskich obrotach kosztem mocy maksymalnej, której na pewno nie zabraknie, gdyż doniesienia mówią o 180 KM przy 8500 obr./min i maksymalnym momencie obrotowym 176 Nm. Prawie 90% ma być dostępne w najbardziej użytkowym zakresie od 3000 do 7000 obr./min.
Chociaż dla wielu z was pomysł budowy turbodoładowanego silnika ma jedno zdanie – podnieść moc, to prawda jest jednak nieco inna. Podobny zabieg został już kilkanaście lat temu zastosowany w branży samochodowej, ponieważ dzięki zamontowaniu turbosprężarki łatwiej spełnić normy emisji spalin, które druzgocąco uśmiercają kolejne, kultowe modele. Nowy silnik Yamahy ma dzięki temu produkować aż o 30% mniej dwutlenku węgla, a co za tym idzie również mniej tlenku węgla, tlenku azotów i węglowodorów. Dzięki temu japońskiemu producentowi będzie znacznie łatwiej spełnić normy emisji spalin, a nawet stworzyć całkiem pokaźny margines, który pozwoli ustrzec się na dłuższy czas przed kolejnymi restrykcjami, które nieuchronnie zbliżają się do nas wielkimi krokami.