W końcu dotarliśmy tam, gdzie każdy szanujący się europejski turysta motocyklowy dotrzeć musi. Transfăgărășan, czyli Trasa Transfogaraska – orgia zakrętów, orgia widoków. A do tego więcej niż bezpośredni kontakt ze zwierzętami, które w każdym ogrodzie zoologicznym oddzielone są od odwiedzających solidnymi zabezpieczeniami.
Trasa Transfogaraska, czyli droga krajowa DN7C, to jedna z największych motocyklowych atrakcji nie tylko w Rumunii, ale też na całym naszym kontynencie. Ma łącznie ok. 150 km, a jej najbardziej znana i pożądana część nieco ponad 90 km. Ruszamy z pensjonatu z samego rana czasu Motovoyager, czyli około południa. Mamy informację, że w najwyższym punkcie trasy przechodzą ciężkie chmury i jest 7°C. Chłopaki od razu wskakują w przeciwdeszczowe ciuchy, ja stwierdzam, że może dla odmiany przynajmniej raz chętnie zmarznę na tym wyjeździe.
Rumgaria dzień 8 – ekstremalne dziury w Bułgarii, ekstremalny alert w Rumunii
Jedziemy przez kolejne wioski, droga wije się coraz bardziej. Przybywa aut i, niestety, autokarów, które skutecznie blokują nieraz oba pasy jezdni. Uświadamiamy sobie, że wybraliśmy kiepski dzień na przejechanie tej trasy. Jest sobota i przy poszczególnych punktach widokowych i innych atrakcjach są tłumy. Wyprzedzamy sznury aut i kilka autobusów, przejeżdżamy przez potężną, 160-metrową zaporę na rzece Ardżesz, tworzącą malownicze sztuczne jezioro Vidraru i wjeżdżamy do pierwszego tunelu.
Jadą, jadą misie…
Błyskawicznie zapada ciemność, wzrok bezskutecznie próbuje się do niej przyzwyczaić, a za chwilę ponownie oślepiająca jasność. Gdy wyjeżdżam z tunelu, jestem pewien, że mózg płata mi figla. Na biegnącym wzdłuż drogi murku siedzi dorodny niedźwiedź brunatny, a jego głowa jest dokładnie na wysokości mojej. Po prostu sobie siedzi i obserwuje przejeżdżające pojazdy.
Kilka zakrętów dalej to samo, tylko tym razem ze stojących aut lecą w stronę misia kanapki i inne przysmaki, które ten skrupulatnie zbiera i zjada. Po cichu przeklinam kierowców tych aut, bo nie mam możliwości ich ominięcia. Czekam grzecznie w kolejce i mam nadzieję, że zwalisty misiek do mnie nie podejdzie. Na motocyklu to jednak pewien dyskomfort, zwłaszcza jeśli trafimy na samicę z młodymi. A trafiliśmy dwukrotnie. Turlające się i bawiące ze sobą młode niedźwiadki to rozczulający widok, ale podobno ich mamusie bywają niestabilne emocjonalnie…
W sumie na południowej stronie trasy naliczyliśmy jakieś 10-12 niedźwiedzi, na północnej dwa. Śmialiśmy się, że te, które wychodzą na drogę po kanapki, to misie, które żyją z socjalu. Reszta uczciwie pracuje w głębokich lasach. Niestety cała ta sytuacja nie jest zabawna, bo jest to przykład totalnie rozregulowanego ekosystemu. Ponadto czegoś nie byłem w stanie do końca zrozumieć. Wczoraj dostaliśmy sms-y z alarmem, że „niedźwiedź je we wiosce”. Nie wychodzić z domu, zabezpieczyć podwórka. A na Transfogaraskiej misie czekają niemal za każdym zakrętem, czasem kilkadziesiąt metrów od straganów pełnych ludzi…
Musisz tam pojechać
A jaka jest sama Trasa Transfogaraska? Asfalt nie jest doskonały, ale pozwala na przyjemną, dynamiczną i bezpieczną jazdę. Otaczające drogę góry i lasy to czysty majestat. Są absolutnie piękne. Niestety trasa ta z roku na rok jest coraz mocniej skomercjalizowana. Wyrastają kolejne skupiska budek i straganów.
Gdy przejeżdżamy przez tunel położony w najwyższym punkcie Transfogaraskiej (na ponad 2000 m n.p.m.), wjeżdżamy w coś w rodzaju upiornego dziecka Soliny i Gubałówki w szczycie sezonu. Cały bazar z pamiątkami i żarciem, wielki parking, tłum ludzi, zatory z aut, trąbienie, napięta atmosfera. Uciekamy stamtąd czym prędzej i rozpoczynamy zjazd południową stroną. Czekają tu na nas najsłynniejsze zakręty na całej trasie, dosłownie czarny makaron.
Rumuńskie Shire
Tak jak niespodziewanie wjechaliśmy w niemal pionową ścianę Karpat, tak równie zaskakująco z niej wyjeżdżamy na totalnie płaski teren. W jednej z wiosek jemy smaczny obiad i podejmujemy decyzję co do noclegu. Pora już powoli kierować się ku Polsce, więc obliczając czas do zachodu słońca rezerwujemy nocleg w Kluż-Napoce.
Nie jedziemy tam jednak autostradą (przynajmniej na początku), wybieramy lokalne drogi przecinające kolejne pasma wzgórz od Carty, przez Chirpar, Agnitę, Barghis, Pelisor, aż do bardzo ładnego miasta Medias. I to jest doskonały wybór – wijące się kilometrami dobrej jakości asfalty, przecinające lasy i zielone pagórki niczym z tolkienowskiego Shire dają nam niemal tyle samo frajdy, co Transfogaraska.
Podoba nam się również Kluż-Napoka, stolica Siedmiogrodu, Mimo, że jest to jedno z największych miast Rumunii, nie ma tu ścisku i klimatu nerwowości, jak chociażby w Bukareszcie. To również duży ośrodek uniwersytecki, więc życie nocne tu kwitnie. Dosłownie czuć, jak całe otoczone wzgórzami miasto pozytywnie wibruje.
Zostawiamy rzeczy na kwaterze i idziemy coś zjeść. Miejscowy kierowca ubera poleca nam jedną z restauracji w centrum, gdzie jemy absolutnie doskonały gulasz i żeberka. Jest tylko jeden problem. Kelner wygląda i mówi totalnie jak wampir. Próbujemy to sprawdzić i ukradkiem robimy mu zdjęcia. Pojawił się tylko na jednym, i to mocno rozmazany…