Czwartego dnia głównie pilnowaliśmy kierunku jazdy i wyprzedzaliśmy kolumny ciężarówek. Mieliśmy do przejechania nieco ponad 400 km głównie prostymi jak drut drogami, które jednak zmęczyły nas bardziej od dwukrotnie dłuższej trasy z Polski do rumuńskiego Baia Mare. Wysiłek wart był nagrody – dotarliśmy do Vama Veche, przepięknie położonego nad Morzem Czarnym.
Po wieczornym świętowaniu z mieszkańcami Bacau niechętnie zwlekliśmy się z łóżek i zapakowaliśmy motocykle. Tego dnia chcieliśmy koniecznie dojechać nad Morze Czarne, jako prezent dla Sebastiana, który był z nami ostatni dzień i za chwilę miał wracać do pracy w Polsce.
Wiedzieliśmy już, że póki co zakręty się skończyły i czeka nas orka na ugorze na śmiertelnie nudnych drogach, w dodatku gęsto obstawionych przez ciężarówki. Tak też było – już poranne korki w Bacau mocno dały nam w kość, a po wyjeździe z miasta wcale nie było lepiej.
Rumgaria dzień 3. Rumunia na motocyklach, czyli orgia zakrętów oraz mega wyżerka
Zatrzymaliśmy się na śniadanie w oblężonym przez miejscowych kierowców przydrożnym barze i był to dobry wybór. Pracujące tam panie w typie „cioć Grażynek” szybko zrozumiały nasze trudności w posługiwaniu się językiem rumuńskim i dosłownie za rączkę przeprowadziły przez menu. Zamówiłem drobną kaszę ze śmietaną, białym serem i mięsną potrawką, której nazwy w żaden sposób sobie teraz nie przypomnę. Było to naprawdę smaczne.
Tańczący z TIR-ami
Tak, wiem, że TIR to nieprawidłowe określenie zestawu z naczepą, ale tak wrosło w nasz język, że będę się nim posługiwał. Przy okazji wspomnianego tańca warto powiedzieć o organizacji ruchu na drogach krajowych wschodniej Rumunii (a może są to ichniejsze ekspresówki?). Otóż są one zorganizowane dwojako. Jeden typ to „półtorapasmówki”. Droga składa się w każdą stronę z pasa głównego oraz bocznego, który jest zbyt wąski jako samodzielny pas, ale zbyt szeroki jako pobocze. Pojazdy jadą tym bocznym, mając linię przerywaną między kołami, środek zostawiając dla wyprzedzających pojazdów z obu kierunków. Trzeba mieć oczy dookoła głowy, ale generalnie to działa i na wąskiej drodze ruch idzie bardzo sprawnie.
Drugi typ to trzypasmówki, wymiennie z dwoma pasami w jedną i jednym w drugą stronę. Coś jak u nas, z tym że w Polsce pojedynczy pas „zamurowany” jest zazwyczaj linią ciągłą. Tutaj jest ona przerywana i można wyprzedzać, jeśli akurat z przeciwka nic nie jedzie. Ponownie – uwaga skupiona na maksa!
Droga, początkowo wzdłuż granicy z Mołdawią, a potem wzdłuż wybrzeża Morza Czarnego, składa się z długich prostych odcinków wśród pól uprawnych po horyzont. Byłaby diabelsko nudna, gdyby nie niespodzianki w nawierzchni. Dobry asfalt zostawiliśmy w górach. Tutaj mamy typowe puzzle, warstwy, a raczej kawałki asfaltu z różnych epok. Na tego typu trasie bardzo doceniam sprawny zawias i 21-calowe przednie koło mojego V-Stroma 1050DE. Ze względu na jego gabaryty mam spory dystans do jego „offroadowości”, ale na takich drogach spisuje się genialnie. Po prostu płynie, bez względu na to, co ma pod sobą. Przy wyprzedzaniu kolejnych kolumn TIR-ów przydaje się również mocny, ponad 100-konny silnik. Na trybie A bardzo sprawnie napędza obładowany motocykl, świetnie działa też quickshifter.
Nad Morzem Czarnym – od zawodu do zachwytu
W końcu docieramy do położonej nad morzem Konstancy, a właściwie docieramy na jej totalnie zakorkowane rubieże. Obecnie to jeden wielki plac budowy, ale przed masowymi remontami też nie mogło wyglądać najlepiej. Wielkie betonowe bloki z odrapanymi elewacjami, wszechobecny kurz i sfrezowane chyba wszystkie asfalty w okolicy. Spory koszmar, przez który musimy się przebić. Kiedy w końcu się to udaje, pędzimy niezłej jakości drogą na południe wzdłuż wybrzeża.
Wkrótce docieramy do położonego tuż przy bułgarskiej granicy niewielkiego miasta Vama Veche. To typowy letni kurort, choć nie taka maszynka do mielenia mięsa i disco-chłosty jak nasze, nomen omen, Mielno. Woda w Morzu Czarnym jest ciepła i wbrew nazwie akwenu ma turkusowy kolor. Z kolei plaża składa się w równej części z grubego piasku i drobin połamanych muszli miliardów morskich żyjątek. Przystępujemy do typowych aktywności – kąpiel, rybka, piwko (jedno, dwa, ewentualnie siedem…). Zostaniemy tu cały jutrzejszy dzień. Chwilowo nie chce nam się jeździć, chcemy się polenić… A następnie – kierunek Bułgaria!