Jeżdżę i obserwuję jak jeżdżą inni. Możecie pisać w komentarzach, że się wymądrzam, albo że cwaniakuję, ale wiecie, że to nic nie da. I tak będę się z wami dzielić moimi przemyśleniami, bo wydaje mi się, że jest czym. Otóż ostatnio moją uwagę zwrócił ciekawy styl jazdy mocno początkującego młodego adepta motocyklizmu, który nie mógł pozwolić sobie na to, by zostać w tyle…
Wracam z wieczornej przejażdżki offowej moim Tuaregiem (Aprilia Tuareg 660, bo ostatnio były oskarżenia, że jeżdżę samochodem – VW Touaregiem – i dziwię się, że inni motocykliści nie jeżdżą motocyklami). Jest już zmierzch, jadę bocznymi drogami, na luziku, nie przekraczając limitów prędkości. W pewnym momencie z drogi podporządkowanej wyjeżdża motocyklista. Ewidentnie młodziak, bez rękawiczek, w jeansach, adidaskach, bluzie. Na głowie ma motocyklowy kask, a pod tyłkiem gixa 600 z wyprutym wydechem. Typóweczka.
Ogólnie to przecież nie byłbym zaskoczony takim widokiem, mimo apeli, próśb, całej masy różnych paciaków znajomych i nieznajomych i tak są jednostki, które jeżdżą na gołka. I nie o tym będzie ta rozprawka, a o stylu jazdy tegoż delikwenta. Nie mam pojęcia czy miał prawo jazdy, ale wyglądało to tak, jakby nie dostąpił jeszcze tego zaszczytu, a na pewno królewskiej kategorii A. Każdy łuk drogi to najpierw hamowanie, a potem jazda na wprost, na kwadratowo, aby tylko się nie przechylić. To tak charakterystyczne dla osób, które na motocyklach pokonują swoje pierwsze kilometry.
Jadę za nim i obserwuję. Chłopak jedzie w miarę przepisowo, ale zmienia się to gdy orientuje się, że jedzie za nim drugi motocykl. Nie naciskam go, nie przyspieszam, nie podjeżdżam blisko, nie prowokuję. Po prostu jestem i to wystarcza. Zakręt – kwadrat, ze zwalnianiem niemal do prędkości pieszego, a następnie ogień na prostej. Ogień taki, że z wydechu idą marchewy, biegi ciągnięte są do czerwonego pola, nie patrząc na to, że teren zrobił się zabudowany, po prostu wjechaliśmy w miasto.
Delikwenta doganiam jednak jednostajną jazdą na kolejnym zakręcie, przed którym ten znów hamuje do zera. Wyprzedzam go i jadę swoje, tracąc go z oczu po tym, jak wyprzedzam jeszcze jeden samochód jadący przede mną. Wyprzedzenie auta okazuje się dla niego przeszkodą nie do pokonania, ale to dobrze, znaczy że trochę w tym kierowcy jednak drzemie rozsądku.
Okazuje się jednak, że motocyklista ów dogania mnie na kolejnych światłach, na których również – tak jak ja – skręca w lewo. Jesteśmy już na osiedlu, ale zasada pozostała niezmienna. Skręca jako pierwszy i mimo dwóch przejść dla pieszych, stojącego korka samochodów z naprzeciwka, dwóch przystanków autobusowych pełnych ludzi oraz trzech skrzyżowań z mniejszymi uliczkami, odkręca tak samo. Huk z wydechu, silnik piłowany niemal do odcinki. Mruczę pod nosem – Nie tutaj, chłopie, nie tutaj – bojąc się, że zaraz stanę się świadkiem czegoś, czego nie chcę zobaczyć.
Na końcu prostej jest rondo. Delikwent po swojemu hamuje przed nim do zera i objeżdża je na kwadratowo, nie przechylając się nawet o stopień. Ja na rondzie skręcam w prawo, on pojechał prosto. Cieszę się, że nie muszę już patrzeć na styl jazdy tego człowieka. Choć w pierwszej chwili miałem odruch, by pojechać za nim i z nim porozmawiać, to znając dzisiejszych młodych ludzi, którzy (wielokrotnie sprawdzone) praktycznie udają, że nie słyszą uwag werbalnie skierowanych w ich stronę, odpuszczam ten pomysł. Przecież teraz swoje uwagi zgłasza się na grupach typu Spotted…
I tutaj mój apel. Znowu…
Młody motocyklisto lub użytkowniku motocykla. Inni motocykliści mają cię gdzieś, nie interesuje ich twój styl jazdy. Nawet jeżeli ktoś oceni cię pod własnym kaskiem, i tak się o tym nie dowiesz. Nie musisz zacierać wrażenia braku umiejętności jazdy po zakrętach umiejętnością bezmózgiego odkręcenia manetki na prostej. To tak nie działa, bo właśnie wtedy okazuje się, że jesteś niebezpiecznym nieogarem, a nie gdy jedziesz tempem zgodnym z twoimi umiejętnościami lub też ich brakiem.
Młody motocyklisto – jeźdź tak, jak czujesz, nie przejmuj się opinią innych. Niech nie stresuje cię obecność innych motocyklistów. Nie popisuj się, szczególnie gdy nie masz absolutnie czym. Właśnie wtedy narażasz się na kpiny.
Młody motocyklisto – nie wydawaj wszystkich swoich pieniędzy na najlepszy motocykl na jaki cię stać. Zostaw kasę na podstawowy strój ochronny. Nawet używany, ale pełny. Choć młody organizm regeneruje się szybko, to jednak proces ten jest bolesny, a niektóre uszkodzenia ciała mogą przypominać się przez całe życie.
Młody motocyklisto – nie zaczynaj swojej przygody od za mocnego sprzęta. Dużo łatwiej nauczyć się czegoś na mniejszym, słabszym, lżejszym. Natomiast na cięższym i mocniejszym łatwiej jest jedynie zrobić sobie, i komuś, krzywdę.
Młody motocyklisto – myśl, pokonuj bezpiecznie kilometry. Nie próbuj imponować, popisywać się. Nawijaj kilometry z pokorą, ucz się. Na popisówkę będzie jeszcze czas, jeśli zdążysz się czegoś nauczyć…
Zgadzam się w pełni
Brawo za ten tekst. Sam wielokrotnie z takim obrazkiem miałem nieprzyjemność się spotkać. Jednak jak mówisz – wszelkie uwagi w stronę takich delikwentów to jak rzucanie grochem o ścianę. Czasem mi się wydaje, że dopiero bolesna lekcja pokory zmienia podejście do jazdy takich ludzi. Z czego wynika ta pewność siebie i arogancja? Przecież nie wystarczy kupić mocny sprzęt. To nie daje nam od razu pro umiejętności. Jest wręcz przeciwnie, umiejętności łatwiej przychodzą na lekkim, zwrotnym motocyklu. Tak ogólnie nie wiem po co się produkuję. Młodzi kierowcy – pomyślcie zanim zrobicie sobie lub innym krzywdę.