Sprzedałem wszystkie swoje motocykle. Od lutego do połowy kwietnia, bez wystawienia jednego ogłoszenia, sprzedałem moją Aprilię Tuareg, KTM-a 250 EXC-F oraz Suzuki DR-Z400E, która była ze mną od 2009 roku! Postanowiłem wymienić flotę tych trzech motocykli na dwa nowe, które dadzą mi wszystko, czego potrzebuję. Tuarega zamieniłem na stuningowanego przeze mnie V-Stroma 800DE, a pozostałe sprzęty na crossa RM-Z450.
Jaki to ma sens?
Od zawsze nurzałem się w półśrodkach. Do sportowej jazdy nie wybierałem motocykla sportowego, do jazdy w terenie nie kupowałem wyczynowego enduro, czy crossa, twierdząc że średniak dla ludu mi po prostu wystarczy. Postanowiłem to zmienić. Sprzedałem moje dziesięcioletnie endurko od KTM-a, bądź co bądź świetne i z homologacją (której jednak nie udało mi się przez czas jego posiadania ani razu wykorzystać).
Wyświetl ten post na Instagramie
Sprzedałem też wiekową DR-Z400 z 2001 roku, którą zmuszałem lata do jazdy wyczynowej, ale w końcu stwierdziłem, że nie ma to sensu.
Co kupiłem? Wybór padł na Suzuki RM-Z450. To podobno najsłabszy, najcięższy i najdłużej gruntownie nie modyfikowany motocykl na rynku w swojej klasie, co dla mnie jest ogromnym plusem i w sumie to właśnie to pomogło podjąć mi decyzję zakupową.
Zanim wam wyjaśnię dlaczego tak, najpierw napiszę dlaczego wyczynowy cross stanie w moim garażu. Zdecydowanie nie mam czasu, ani możliwości, wykorzystać w pełni potencjału dwóch motocykli – DR-Z na kołach supermoto oraz KTM-a w wersji enduro. Postanowiłem więc, że środki, które uzyskam ze sprzedaży tych motocykli przeznaczę na zakup jednej maszyny, która po odpowiedniej modyfikacji pogodzi oba te dwa światy.
Suzuki RM-Z450 – najtańsza na rynku!
Rachunek jest prosty – nowa RM-Z450 model 2023 z 2022 roku produkcji w promocyjnej cenie 34 900 zł brutto w nowym warszawskim dealerstwie Suzuki – Monsterbike – plus ekonomicznie dobrany zestaw hamulca, kół i nowych, wyczynowych slicków supermoto (w Motorsport Addicts) – to tylko trochę więcej niż dostałem ze sprzedaży obu swoich maszyn. Czyli zdecydowanie redukując flotę swoich pojazdów podniosłem ich jakość, jednocześnie dokładając tylko kilka tysięcy złotych.
Wyświetl ten post na Instagramie
Nie mam już 20 lat, nie chcę się ograniczać, nie chcę iść na jakieś mocne kompromisy, więc postanowiłem kupić wyczynówkę. I tak nie jeździłem żadną moją jednocylindrówką po drogach publicznych, mimo że obie były zarejestrowane, więc brak homologacji drogowej nie tylko mi nie przeszkadza, ile zdejmuje ze mnie ciężar corocznych przeglądów, opłat OC, a z motocykla niepotrzebne oświetlenie i mocowanie tablicy. Win – win.
Kompromis, idealny dla amatora!
Kompromisem natomiast jest wybór maszyny. RM-Z450 niewiele zmieniła się od 2018 roku i jako jedyny cross wśród markowych, topowych konstrukcji, nadal posiada kopniak, jednocześnie ważąc podobnie, lub więcej, od reszty stawki. Silnik też jest jednym z najsłabszych, ale tu różnice mierzy się w ułamkach koni (realna różnica między najmocniejszą w klasie Huską FC 450, a Suzuki RM-Z450 to raptem 4,63 KM, natomiast RMZ od CRF-y jest słabsza tylko o 0,2 KM posiadając przy tym większy moment obrotowy), więc nie jest to dla mnie żaden wyznacznik czegokolwiek. Wręcz mniej wysilona konstrukcja = trwalsza i bardziej bezawaryjna, a nawet idiotoodporna. To lubię!
RM-Z450 jest maszyną bezobsługową (jak na wyczynowego crossa), jest na wtrysku, ma możliwość ustawiania map za pomocą aplikacji na telefonie, jest pancerna, niezniszczalna, a przy tym tania! Różnica między moją RM-Z450 a najnowszą Huską w wersji cross to w zakupie kilkanaście tysięcy złotych! A tyle mniej więcej wyniesie przerobienie jej na supermoto – przy użyciu zestawu hamulcowego Brembo z Husqvarny FS 450 – czyli supermotowej wersji FC, włoskich kół Faba, opon Michelina.
Dać sobie szansę
Nie ścigam się z nikim innym, jak sobą. Nie chcę nikomu niczego pokazywać, ani udowadniać, ale nie chcę też być ciągle ograniczony sprzętowo. Wyjazd na tor z kolegami wyposażonymi w najnowsze FS-y i SMR-y i YZF-y z moją DR-Z na kołach SM już dwa razy skończył się zawodem. Problemy z optymalną regulacją gaźnika, kłopoty z trakcją wiekowego zawieszenia i zgniły kompromis drogowych opon nie pozwalały mi w pełni cieszyć się jazdą po torze. A próbując nadążyć za kumplami porównywalnie przecież mocnym sprzętem (moja DR-Z po tuningach miała 50 KM na silniku – zmierzone na hamowni), lądowałem w żwirze, albo zaliczałem uślizg w głębokim złożeniu. Szkoda mi życia na próby nadążenia wiekowym osiołkiem za wyczynowymi wierzchowcami.
Supermoto na bazie RM-Z450 model 2023
Kupując RM-Z nie muszę robić wiele. Zmienić plastiki, by nie porysować oryginałów w razie wywrotki, zabezpieczyć ją crashpadami na ośkach, handbarami na kierownicy, wymienić hamulec i koła. To wszystko. Jakieś większe mody zostawiam sobie na później, jako urodzinowe prezenty.
Koledzy kupujący KTM-y SMR 450 czy Husqvarny FS 450 – fabryczne supermoto – mają już gotowe maszyny torowe, jednak ich koszt zakupu przekracza mój budżet o minimum kilkanaście tysięcy złotych – taki pojazd to wydatek rzędu 63 tys. zł wg oficjalnego cennika. Ale da się kupić u polskich dealerów nowe motocykle o ładnych kilka tysięcy taniej – taka widać polityka cenowa, jak przy sprzedaży nowych opon. Czyli oficjalna cena w kosmos, podbijająca prestiż zakupu, a rzeczywista cena sprzedażowa to już zupełnie co innego. Do tego mój wybór ma jeden, ogromny plus – kupując crossa i zmieniając go w supermoto zostaje mi cały kit crossowy, czyli koła i hamulec, które będę mógł założyć jesienią i przedłużyć sobie sezon jeżdżąc na ziemne obiekty torowe, gdy asfalt przestanie już odpowiednio trzymać do zabawy na nim… Jeśli miałbym kupić SM-a i przerabiać go na crossa, byłoby to trudne z powodu fabrycznie inaczej zbudowanego zawieszenia, a koszty takiej operacji byłyby kuriozalne.
Trzymajcie kciuki!
Start sezonu torowania już w maju. Trzymajcie kciuki, by zamówione graty doszły na czas, opony trzymały, asfalt był suchy i ciepły. Z góry dziękuję! Oczywiście proces przekształcania crossa w supermoto będziecie mogli śledzić na naszym kanale YT. Jak tylko skończymy z V-Stromem 800 DE, a to już zupełnie inna historia…