Nie da się – taką tezę wysnułem już dawno. Kilkanaście lat temu spotykaliśmy się z kolegami, by polatać po mieście, czerpiąc z tego frajdę, ucząc się wielu nowych rzeczy na naszych motocyklach, spędzając razem czas, poznając się lepiej. Teraz takie, wtedy normalne zachowania, byłyby piętnowane przez wszystkich, łącznie z nami, motocyklistami. Świat się zmienił, ale czy na lepsze?
Żyjąc już trochę lat na tej ziemi (mogę powiedzieć, że już ponad 40) przypominam sobie słowa mojego dziadka, który mówił – Kiedyś to było, teraz to… W moich czasach to… Trochę śmiać mi się chciało, bo przecież właśnie teraz były moje czasy, których nie miałem z czym porównać i wydawało mi się, że jest świetnie. Dziadek odszedł 20 lat temu, a ja coraz częściej wspominam jego słowa, już bez uśmiechu pod wąsem. Dlaczego?
Tempora mutantur…
Niby czasy się zmieniają, a my wraz z nimi – tak twierdzili już starożytni Rzymianie – to jednak mimo tych zmian pamiętamy to, co było kiedyś. No i może jest choć trochę bezpieczniej na tych ulicach (choć nie do końca, od lat rocznie ginie nas motocyklistów w okolicach 300 osób…) to w tym momencie absolutnie niczego nie wolno. Niby pewne zachowania, których dopuszczaliśmy się lata temu również były penalizowane, tak jednak nie wyobrażam sobie, żebym teraz wypadł na miasto z bandą moich kumpli i solidnie polatał po mieście.
Co to znaczy solidnie? Oczywiście, droga to nie tor, nigdy nie schodziłem na kolano w ruchu ulicznym (nawet szczerze mówiąc dwa lata temu nie bardzo wiedziałem jak to prawidłowo zrobić, bo nigdy mnie to nie interesowało), zawsze jeździłem mocno, ale bez osiągania wielkich prędkości, czerpiąc frajdę z przyspieszeń, wyprzedzania samochodów i zabawy motocyklem. Tak, jeździliśmy na supermoto, motocyklach które w mieście dają najwięcej frajdy.
Primum non nocere
Kiedyś po prostu najważniejsze były dwie rzeczy – dobra zabawa oraz bezpieczeństwo. Tak, zwracaliśmy uwagę przede wszystkim na to, by jeżdżąc nikomu nie zrobić krzywdy (znów kłaniają się lekcje łaciny – Primum non nocere – po pierwsze nie szkodzić), jednocześnie nie przejmując się tym, co za bezpieczne uznawał w danym miejscu zarządca drogi. Bo przecież dużo bezpieczniej jest lecieć 120 bo pustej drodze, niż przepisowe 70, ale w miejscu, w którym robi się gęsty ruch samochodowy. I to działało. Po prostu każdy patrzył na siebie, pilnując bezpieczeństwa przed sobą.
Stosunek funkcjonariuszy
Policja? Tak, była, kontrole się zdarzały, mandaty też, także zabranie dowodu rejestracyjnego za zbyt głośny wydech, ale… policja to są ludzie. Nie mając ciśnień odgórnych rozumieli nas, nie karali przykładnie, byli po prostu ludzcy. Nie zapomnę nigdy rozmów na temat modyfikacji naszych motocykli, próśb od funkcjonariuszy o pokazanie im tzw. wolnej gumy, czy dyskusji ile to oni by tutaj polecieli na swoich prywatnych motocyklach. Czy to teraz możliwe? Może, ale raczej dużo mniej prawdopodobne, bo…
Jeźdź przepisowo, bo inaczej uprzejmie doniosę
Każdy w tym momencie boi się uwiecznienia na czyimś telefonie czy kamerze samochodowej. Kiedyś, chcąc czynić głupoty, rozglądałeś się czy nie ma patrolu w zasięgu wzroku. Teraz? Każdy może być ormowcem, a niektórzy z tego skwapliwie korzystają. Czy to podnosi bezpieczeństwo? Raczej niechęć człowieka do człowieka.
Zrobiłem eksperyment i w zeszłym roku testując Hayabusę pojechałem na miejską przejażdżkę z Marcinem na jego Speedzie. Powiedziałem mu, że zamierzam jechać cały czas zgodnie z przepisami, oczywiście chodziło mi o dokładne przestrzeganie limitów prędkości, bo przestrzegania wszystkich innych przepisów PORD raczej kurczowo trzymam się zawsze. Zgodził się i pojechaliśmy. Co z tego wyszło? Katorga, serio. Wśród miliona znaków należało wyłuskać te, które ograniczają w danym miejscu, często kuriozalnie, prędkość. Raz odkręcać manetkę, raz ją przykręcać w bezsensownych miejscach, robiąc to sztucznie, wpływając negatywnie na płynność ruchu. A w końcu i tak się zagapiliśmy i gdzieś tam pojechaliśmy 15 km/h za szybko. W tym miejscu skończyliśmy nasz eksperyment, który podsumowaliśmy zgodnie – nie da się. Bo taka jest prawda, że się nie da.
Święte oburzenie nieświętych kierowców
I wiecie co? Na pewno kilku z was będzie oburzonych, bo będziecie twierdzić, że wy zawsze z przepisami, zawsze w limicie, zawsze bezpiecznie. Pierwszy będzie nasz szef redakcji – Konrad, który jest całkowitą opozycją do mnie za kierownicą motka. Ale ja powiem wam wszystkim – nie wierzę! Po prostu nie wierzę. Każdy z nas nieświadomie nawet, jeżeli zrobi wystarczającą liczbę kilometrów danego dnia, pojedzie za szybko. No właśnie, pytanie tylko, czy to rzeczywiście jest za szybko, bo…
Prawka lecą jak ulęgałki
Limity prędkości w wielu miejscach ustawione są tak, by nas kosić. Mój kolega przed chwilą stracił prawko na trzy miesiące. Inny ledwo co odebrał swoje, bo trzy miesiące temu mu je zabrali. Oczywiście oba ich wykroczenia kwalifikujące czyn okraszone były srogimi mandatami (odpowiednio 2500 i 1500 zł). Tak, jechali ponad setkę w terenie zabudowanym, przynajmniej w terenie, który oznaczony był jako teren zabudowany, bo w tymże miejscu zabudowań nie było. Żeby było wesoło to oba te wykroczenia wydarzyły się w innych, ale jakże podobnych miejscach. Przecież dzisiejsza policja dobrze wie, gdzie się ustawić.
Spowiedź pirata
Czas na podsumowanie i pewną spowiedź. Tak, byłem drogowym piratem na motocyklu supermoto (ale jak widać na powyższym obrazku jeszcze na moim Speedzie potrafiłem pojechać za szybko). Tak, latałem ze zbyt głośnym wydechem, często na kole, przednim lub tylnym. Tak, z naszej ekipy ktoś zrobił sobie krzywdę. Jeden wypadł z zakrętu i skręcił nogę wpadając w krzaki. Drugi wyłamał sobie palec o motocykl kolegi jadącego przed nim – nie wyhamował, a za drugim razem totalnie się porozbijał jeżdżąc po drodze wewnętrznej bez odzieży ochronnej, chcąc rozgrzać olej silnikowy przed wymianą. To tyle. Nigdy nikt z nas nie zrobił krzywdy komuś. A sobie krzywdę wykonali tylko dwaj z naszej paczki, w tym jeden dwa razy, z czego raz wcale nie w ruchu miejskim. Czy to co robiliśmy było niebezpieczne? Wydaje mi się, że i tak i nie, bo nie osiągaliśmy dużych prędkości, a statystyki naszych „wypadków” mówią same za siebie, ale… gdybyśmy teraz robili to, co robiliśmy wtedy, to w tych czasach mielibyśmy procesy jak Frog, piętnowano by nas w na portalach motocyklowych, takich jak ten, a ogólne media zorganizowałyby na nas nagonkę. Policja z kolei zrobiłaby wszystko, by przykładnie nas ukarać.
Tak dziadku, teraz w stu procentach Cię rozumiem…
W Polsce naprawdę dużo się zmieniło w ciągu 20lat, łącznie z tym, że samochód ma każdy 18/19latek który tego chce – bo dzisiaj chcieć to móc. Aut jest więcej, motocykli jest więcej, zagrożeń jest więcej. I zgadzam się – ciężko jest utrzymać się w limitach narzuconych przez zarządców. Ale również poprawiła się infrastruktura. Niestety kary i ograniczenia wzrosły niewspółmiernie do zagrożeń. Tak czy inaczej – w porównaniu do Kanady i tak mamy lepiej. Tam max speed na autostradzie to 100km/h i … zabronione jest dzielenie pasa z autami, więc za jazdę w korku nawet jeśli auta nie poruszają się jest niemożliwa zgodnie z prawem. Uważam, że motocykliści są dyskryminowani, a z drugiej strony wiem, że nasze potrzeby są o wiele większe, niż ktokolwiek tworzący prawo mógłby wdrożyć w życie.