Początek nowego sezonu zbliża się coraz większymi krokami. Oczywiście są tacy, którzy jeżdżą na swoich motocyklach przez cały rok. Ja jednak zaryzykuję stwierdzenie, że większość z nas wciąż jeszcze odlicza dni do wyciągnięcia swoich maszyn spod koca. Wielu przymierza się również do ich wymiany.
Przy tej drugiej grupie chciałbym się na chwilę zatrzymać. Przesiadka często nie oznacza jedynie zmiany na nowszy model tego samego motocykla, lecz także zmianę „gatunkową”. Zagłębiając się bardziej w temat zacząłem analizować, co kieruje nami przy wyborze konkretnej kategorii przyszłego moto. Aby to lepiej zrozumieć, dotarłem do pytania, które jest z pozoru proste, ale wymaga czasem głębszej refleksji. Dla mnie odpowiedź wydawała się oczywista, dopóki nie wyobraziłem sobie, że muszę wytłumaczyć to osobie, które nie podziela naszej pasji. No właśnie…
Piętnaście lat od debiutu – jak zmieniło się moje postrzeganie motocyklizmu
Dlaczego jeżdżę motocyklem?
Tak na logikę, to motocykle są pod wieloma względami niepraktyczne. Nie zabierzesz rodziny na urlop, nic nie przewieziesz, zmokniesz, zmarzniesz albo się ugotujesz. To także pasja wysokiego ryzyka – to oczywiste. Jedyna twoja ochrona to kask, trochę skóry lub tekstyliów, a przede wszystkim olej w głowie. Zatem po co to wszystko? Przecież nie dla obśmianego już ze wszystkich stron „wiatru we włosach”. I tak usiadłem z kawą i spróbowałem to rozebrać na czynniki pierwsze.
Łowcy adrenaliny
To pierwsze grupa, jaka przyszła mi do głowy. Tutaj wyróżniłbym tych bardziej świadomych, korzystających z każdej sposobności udania się na tor, gdzie w bezpiecznych warunkach mogą podnosić swoje umiejętności. Bywalcy Track i Speed Dayów, uzbrojeni w torowe owiewki i sportowe opony ubrane w koce grzewcze.
Niestety jest i drugie oblicze Łowców. To ci, którzy tory oglądają przeważnie jedynie w TV, a swoje pseudosportowe ambicje realizują na publicznych drogach. Tak, wiem, że każdemu zdarza się zapi…. wieczorem przez miasto. Mam tu na też myśli szpanerów na najnowszych i lśniących supersportach, dla których 150 KM w moto to za mało, bo on musi lecieć 300 na gumie przez środek miasta, a „paski wstydu” stanowią 50% powierzchni tylnej opony. Wiecie, o kim mówię. To niestety takie właśnie osobniki w dużej mierze odpowiadają za nienajlepszy wizerunek motocyklistów.
Motocyklowi pragmatycy
Na drugim biegunie postawiłbym pragmatyków. To osoby, dla których motocykl jest jedynie sposobem na szybkie przemieszczanie po mieście. Często nie przywiązują oni żadnej wagi do danych technicznych. Motocykl ma być mały, zwinny, mało palić i może w miarę stylowo wyglądać. Najczęściej można ich spotkać w dużych miastach, w dzielnicach biurowych lub niedaleko uczelni. Ubrani w zwykłe ciuchy, w otwartym kasku, zostawiają motocykl lub skuter pod szklanym biurowcem i lecą na kolejny „meeting”.
Podróżnicy, turyści, włóczędzy
Pora na podróżników. I tu wyszczególnić można tych, którym trasę wyznacza jedynie asfaltowa nitka, oraz tych przemierzających odległe bezdroża w poszukiwaniu odludnych zakamarków kontynentu, dosiadających opancerzonych GS-ów lub innych „adwenczerów”. Przygoda – to dla nich słowo klucz. To świadomi motocykliści, którzy solo lub w grupie chcą po swojemu odkrywać świat. Często obcują z naturą we wręcz bushcraftowych warunkach. Z obserwacji zaryzykuję tezę, że w tej grupie im bardziej zakurzony i oblepiony naklejkami motocykl, tym większy respekt wśród towarzyszy.
Uniwersalni normalsi
No i pozostali, którzy mają po trochu z każdej tej grupy. Czasem pojadą na tor, w chwilach słabości pocisną na ulicy i raz na jakiś czas udadzą się wycieczkę po kraju, a w „casualowe” piątki podjadą motocyklem do pracy. Lubią, kiedy ubiór, kask i motocykl pasują do siebie kolorystycznie ale nie mają na tym punkcie obsesji.
Myślę, że to ta grupa, do której również ja należę, może mieć największy problem z odpowiedzią na pytanie, dlaczego w ogóle jeździ motocyklem. Niby to wiemy, ale czy na pewno? Sam potrzebowałem chwili, by lepiej to zrozumieć.
Jazda na motocyklu to taki czas tylko dla mnie. Kask oddziela mnie w pewnym stopniu od świata. Bez telefonu, radia i innych rozpraszaczy. Z jednej strony pełna koncentracja na tym, co dzieje się wokół mnie na drodze, a z drugiej pewnego rodzaju spokój. Multitasking w trybie „Off”. Nieważne, czy to przejażdżka po mieście, czy dłuższa podróż. Samemu czy z pasażerką, jazda motocyklem w pewien sposób oczyszcza moją głowę.
A Wy? Czy wiecie dokładnie, dlaczego zdecydowaliście się rozpocząć motocyklową przygodę? Co byście powiedzieli komuś, kto nie rozumie naszej pasji?
Elektronika we współczesnych motocyklach – wymysł szatana czy błogosławieństwo? [FELIETON]