Ameryka Południowa. Szutrami przez wiatr na koniec świata

-

Pomiędzy wulkanami

Nie licząc pobytu na statku jesteśmy już w podróży około dwa miesiące. Argentyna jest ogromna. Na mapie którą kupiliśmy, na jednej stronie mamy jedną połowę, mniej więcej od Mar del Plata w dół, aż do Ushuaia, a na drugiej stronie fragment północnej części kraju. Byliśmy już na samym dole, w Ushuaia, a teraz jedziemy do góry, na północ. Dziś przekraczamy granicę stron mapy. Jesteśmy w Chos Malal. Miasto piękne, urokliwe, pośrodku miasta wielka góra. Podobno ma w nocy wiać. Na razie jednak lokujemy się na campingu.

chile_88Obok nas spotkana wcześniej para Kanadyjczyków, podróżują od ponad 8 miesięcy. Rozmawiamy długo o naszych planach i przebytej drodze. Inspirują nas do lekkiej zmiany trasy na jutro. Ruszamy znowu na szuter do parku El Tromen. Między dwoma wulkanami jedziemy raz szybciej, raz wolniej, droga wspina się na wysokość ponad 2200 metrów nad poziomem morza.

[sam id=”11″ codes=”true”]

Po 50 kilometrach pięknych widoków, rozległych gór droga powoli zaczyna opadać w dół, robi się dosyć stromo. Przekraczamy sporych rozmiarów strumień, a dookoła nas jest dziki i surowy krajobraz. Z rzadka tylko rosną wyschnięte kępki traw i krzaków. Wreszcie dojeżdżamy do Bardas Blancas, na małej i jedynej stacji pytamy o paliwo. A i owszem jest, ale nie z dystrybutora, tylko z beczki. Trochę obawiamy się o jego jakość i reakcję naszych gaźników, ale nie mamy innego wyjścia.

Przepłacamy – cena to 12 peso za litr. Ale dobieramy tylko 10 litrów, po 5 na motocykl i ruszamy dalej. Po całym dniu i ponad 300 km trudnej drogi rozbijamy namiot w kanionie przed Malarque. Ale dziś nie dane nam jest porządnie się wyspać. Pogoda funduje nam deszczowy test namiotu.
Najpierw na horyzoncie zaczynają pojawiać się pojedyncze błyski, jeszcze mamy nadzieję, że burza przejdzie bokiem. Ale nie, jak tylko kończę przykrywać motocykle zaczyna się! Nawałnica trwa kilka godzin.

Grzmoty i błyskawice falami przychodzą i odchodzą. Kiedy już myślimy, że to koniec, deszcz zalewa nasz namiot niezliczonymi litrami wody. Wielokrotnie wychodzę z namiotu do przedsionka sprawdzać jak spisuje się tropik i czy nie podmywa nas woda spływająca z okolicznych gór. Ale na szczęście jakoś udaje się przetrwać i śpimy kilka godzin nad ranem.

Kolejne kilka dni przynoszą nam rozwiązanie problemu z porannymi kłopotami z odpaleniem motocykla. Przenosimy się na ten czas do centrum Malarque na miejski camping. Co prawda nie mamy tam Internetu, ale za to jest woda i dostęp do prądu. Z poważnym zamiarem znalezienia przyczyny problemów z motocyklem zaczynam po kolei sprawdzać, rozbierać i czyścic jego elementy. Na pierwszy ogień idzie instalacja elektryczna i to dobry trop. Iskry na świecach w obu motocyklach są, z tym że w jednym ledwie widoczna!

Po rozebraniu fajek zapłonowych wyszła cała prawda. W środku jednej nie dało się wyjąć ani sprężynki, ani opornika. Całość jest skorodowana i zielona. Elementy z mosiądzu straciły kontakt i nie było przejścia iskry. Motocykl chodził pewnie tylko dlatego, że ten model ma dwie świece na jeden cylinder. Wizyta w mieście i długie poszukiwania załatwiają jednak sprawę. Kupuję najdroższą niestety, ale jedyną w mieście fajkę NGK i po zamontowaniu problem znika, mam nadzieję że na zawsze.

chile_73Wieczór przynosi nam miłą niespodziankę. Para argentyńskich emerytów w camperze zaprasza nas na asado. Jest nam miło – jemy smaczne mięso długo rozmawiając i ćwicząc nasz hiszpański. Zaskoczeniem jednak jest dla nas pochodzenie owego mięsa. To jest koza, a właściwie mała kózka. Wyśmienite mięso, umiejętnie przyrządzone przez fachowca. Przy każdej sposobności podczas późniejszej podróży szukaliśmy tego przysmaku, tak go polubiliśmy.

Jedziemy w stronę Mendozy. Zaczyna się cywilizacja. Już od kilku dni widać różnicę pomiędzy Patagonią, a tą częścią Argentyny. Przed Mendozą wjeżdżamy na prawdziwą dwupasmową autostradę. Zaczyna się spory ruch i korki w mieście. Rejon ten słynie z produkcji wyśmienitego wina. Oczywiście sprawdzamy to podczas naszego kilkudniowego pobytu w okolicy. Odwiedzamy kilka winnic, degustujemy wina z różnych źródeł, a raczej z kilku szczepów.

[sam id=”11″ codes=”true”]

Poznajemy historię produkcji tego trunku w tym rejonie. Poza tym kupujemy wyśmienitą oliwę z oliwek rosnących wszędzie dookoła. Potem spaghetti gotowane na kempingu ma dużo lepszy smak. Na jednym z obchodów Mendozy i jej pięknych placów spotykamy ponownie naszych znajomych Kanadyjczyków – jaki ten świat mały! Wieczorem podczas pisania bloga spostrzegamy, że dziś mamy mały jubileusz – 100 dni w podróży. Jak ten czas leci.

Ręka pustyni

Droga z Mendozy do Santiago de Chile wiedzie malowniczym kanionem, którym płynie Rio Colorado. Początkowo płaski teren blisko Mendozy szybko zaczyna piąć się pod górę. Andy, które widzieliśmy ruszając rano z kempingu zaczynają powoli się zbliżać, aż wreszcie wjeżdżamy pomiędzy ogromne góry. Tankujemy ostatni raz paliwo w Argentynie i ruszamy dalej. Zjeżdżamy na trochę z głównej drogi na szuter, aby zobaczyć kamienny mostek na Ruta Sanmartinians.

chile_44Zaraz za asfaltem droga robi się fatalna, pełno dziur i luźne kamienie. Na jednym z ostrych zjazdów zbyt późno ostrzegam żonę o kolejnej przeszkodzie i jej motor kładzie się efektownie na bok. Ja jestem na stromym zjeździe w dół, a obok mnie spora skarpa. Zawracam motocykl i podnosimy jej maszynę, ale przedtem musimy zdjąć prawie cały bagaż.

Cały czas mamy za dużo sprzętu, ale ciężko jest nam się czegoś pozbyć. Dobrze, że wino w sakwie w szklanej butelce się nie zbiło… Dojeżdżamy do Puente del Inca. To cud natury. Most kamienny, zbudowany czy stworzony przez naturę. Z nacieków skalnych, minerałów, powstał kamienny most, pod którym wartko płynie rzeka. Tuż przed granicą zjeżdżamy na punkt widokowy aby zobaczyć najwyższy szczyt Andów – Aconcagua. Ma prawie 7 tysięcy metrów, dokładnie 6961 m n.p.m.

Pogoda dziś prawie idealna, widoczność pozwala nam zobaczyć jego majestatyczny szczyt. Gdyby jeszcze tylko tak nie wiało… Łapiemy małą zadyszkę podczas spaceru na punkt widokowy. Jesteśmy już na wysokości około 4200 m n.p.m. Odprawa na granicy zajmuje nam prawie 3 godziny z czego większość stoimy w długiej kolejce razem z autami, nie udaje się przecisnąć do przodu, pogranicznicy zawracają nas. Potem jeszcze „tylko” czekał nas zjazd spektakularną serpentyną w dół.

chile_72Dość powiedzieć, że z wysokości 4300 m w kilkanaście minut zjeżdża się na około 1000 m n.p.m. Rzeczywiście droga jest piękna i wielce wymagająca. Podobno rocznie dochodzi na niej do kilkudziesięciu wypadków. My pokonujemy ją w blasku zachodzącego słońca, a kilkanaście kilometrów dalej rozbijamy pierwszy raz namiot w Chile.

Trochę z powodów finansowych, trochę z uwagi na to, że sezon się kończy i jest raczej chłodno, kraj ten traktujemy trochę tranzytowo. Oczywiście odwiedzamy stolicę, Santiago de Chile, La Serena i nadmorskie miejscowości: Vina del Mar i Valparaiso. Piękne miasta, które pozostaną długo w naszej pamięci. W kilkanaście dni, nie spiesząc się jednak zbytnio, jedziemy głównie Panamericana na północ. Gdzieniegdzie widać już łachy piachu, które są pozałamywane wiatrem i tworzą piaszczyste grzbiety.

argen_51Wjeżdżamy powoli na pustynię Atacama. To jedno z najsuchszych miejsc na ziemi. Droga ciągnie się dziesiątkami kilometrów bez żadnej roślinności. Z rzadka są tylko jakieś stacyjki z paliwem, albo podupadłe knajpki które nie zachęcają nas do wejścia do środka. Na dwa dni zatrzymujemy się w małej miejscowości Taltal. Bierzemy hostel 20 m od oceanu, na ulicy widzimy dużo tablic ostrzegających przed tsunami… Mam nadzieję, że nic takiego się w nocy nie wydarzy…

Przed Antofagastą zatrzymujemy się obok ogromnej rzeźby w kształcie dłoni – to Mano del Desierto. Jeszcze w Polsce czytałem o tym fajnym miejscu i wreszcie udało nam się tu dojechać! Dookoła prawdziwa pustynia, piach i skały. Potem w samym mieście mamy duży problem ze znalezieniem noclegu. Wszystkie hotele i hostele są zajęte. Szukamy ze 3 godziny, w jednym już prawie się udaje, bo jest wolny pokój, ale pomimo zgody właściciela i prób upchania motocykli w korytarzu, nie mieszczą się przez drzwi.

Z pomocą przychodzi nam kobieta obserwująca nasze zmagania i poleca nas sąsiadce. Takim sposobem lądujemy na dwie noce w prywatnym domu za rozsądna cenę i możemy spokojnie zwiedzać miasto następnego dnia. Oglądamy ogromna skałę wystającą z oceanu, zwaną La Porton. Widzimy flagę z rajdu Dakaru, którego trasa w tym roku przebiegała w okolicy.

Pedro de Valdivia to jedno z ciekawszych miejsc na naszej trasie. Trochę się tam czujemy dziwnie. A to dlatego, że w naprawdę sporym mieście jesteśmy zupełnie sami. Jego mieszkańcy opuścili je ponad 20 lat temu, po tym jak zamknięto pobliską kopalnię. Większość budynków jest parterowych, oprócz kościoła, szpitala i kilku jeszcze innych. Całość pokryta jest kilku centymetrową warstwą piasku i saletry. Powybijane szyby w oknach, skrzypiące drzwi i hulający wiatr dopełniają atmosferę grozy.

[sam id=”11″ codes=”true”]

Wjeżdżamy tam mieszcząc się na styk w dziurze obok zamkniętej na dwie kłódki ogromnej bramy. Obok drzwi wejściowych do niektórych domów, stoją pokryte grubą warstwą pyłu stoły, butelki, zardzewiałe wiadra czy buty. Obok jednego z budynków widzę wieko od trumny, chociaż żona twierdzi, że to niemożliwe… Spędzamy tutaj dwie godziny godziny. To bardzo emocjonujący czas i na długo pozostanie w naszej pamięci. Po wyjechaniu za bramę moja żona doznaje sporej ulgi…

Motovoyager
Motovoyagerhttps://motovoyager.net
Nasi czytelnicy to wybrana grupa ludzi. Motocykliści, którzy w Internecie szukają inteligentnej rozrywki, konkretnych porad lub inspiracji do wyjazdów motocyklowych. Nie jesteśmy serwisem dla każdego, zdajemy sobie z tego sprawę i… uważamy, że jest to nasz atut. Nie znajdziesz u nas artykułów nastawionych jedynie na kliki, nie wnoszących niczego merytorycznego. Nasza maksyma to: informować, radzić, bawić nie zaśmiecając głów czytelników bezsensownymi treściami.

2 KOMENTARZE

  1. To fakt, 8 miesięcy to już jest kawałek czasu i można poczuć smak przygody i wolności…
    Ale apetyt był ciągle na więcej :)
    Niestety właśnie proza życia przeszkodziła :)

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

POLECAMY