Suzuki GSX-S1000A [TEST]. Cztery szklanki szaleństwa czyli husarz ortalionu

-

…a jednak kulturalny

W opisach przyrody na pewno nie prześcignę klasyków literatury, bo najkrócej mówiąc nie ma o czym pisać. Suzuki GSX-S1000A jest surowe jak matka Kopciuszka, a jego główną zaletą ma być radość z jazdy.

Przekręcam kluczyk i spodziewając się dzikiego ryku z komina odruchowo sprawdzam czy w pobliżu nie ma jakiejś porodówki. To pozostałość z czasu, kiedy urodził mi się następca porcelanowego tronu, a dzielni chłopcy na rumakach z rozwierconymi wydechami regularnie budzili cały oddział.

Suzuki GSX-S1000 (18)Dźwięk wydobywający się z Yoshimury jest jednak bardzo stonowany, przy jednoczesnej przyjemnej barwie. Ruszam i przez pierwsze metry opędzam się od uporczywego wrażenia, że jadę na motocyklu kompletnie pozbawionym przodu.

Jest tylko mój kask, a przed nim błyskawicznie zwijający się asfalt. To zasługa braku owiewki, pochylonej do przodu pozycji kierowcy i wyjątkowej zwartości tej maszyny. Śladem po sportowych korzeniach jest bardzo mały skręt kierownicy, co niestety czyni parkingowe manewry i przetaczanie motocykla dosyć uciążliwymi.

Żeby skutecznie skręcić, trzeba się mocno pochylić i odważniej operować gazem.

Włączając się do ruchu mocno skupiam się na buddyjskiej powściągliwości w stosunku do prawej manetki. W głowie huczą mi bowiem suche cyfry opisujące możliwości jednostki napędowej, pochodzącej w prostej linii z legendarnego GSX-R1000.

Moc na poziomie 145 KM i 105 Nm momentu obrotowego to więcej niż wystarczająco do błyskawicznego znalezienia się tam, gdzie chcemy. Lub niestety w rejonach o wątpliwej atrakcyjności turystycznej, np. w tylnym zderzaku autobusu.

Suzuki GSX-S1000 (15)Na szczęście utrzymanie rozsądnych miejskich prędkości przychodzi z wyjątkową łatwością, motocykl nie jest rzucającą się na łańcuchu bestią. Manewrowość w ruchu miejskim jest imponująca – układ kierowniczy błyskawicznie odczytuje intencje kierowcy, a ogromny zapas mocy daje wyraźny komfort planowania toru przejazdu.

Po raz kolejny Suzuki GSX-S1000A przyjemnie zaskakuje mnie skutecznymi lusterkami wstecznymi, w których naprawdę coś widać, więc prawdopodobnie mieszkańcy okolic Hamamatsu są nieco wyżsi od reszty Japończyków.

Podobnie jest z pracą skrzyni biegów – szybko, miękko i precyzyjnie. Zawieszenie natomiast pochodzi z dobrego domu i bardzo nerwowo reaguje na nawierzchnię niegodną jego stanu.

Na dziurawym asfalcie kierownica bardzo energicznie wyrywa się z dłoni, a przejeżdżane torowiska są próbą nerwów godną Zimnej Wojny.

Trasy szybkiego ruchu pokonywane na Suzuki GSX-S1000A zaczynają w pełni zasługiwać na swoją nazwę. Motocykl fantastycznie przyśpiesza z każdego do każdego zakresu prędkości, a to co dzieje się na wyższych obrotach można porównać tylko z huraganem Katrina.

Wszelkie zjawiska fizyczne związane z jazdą taką rakietą z racji braku owiewek biorę dosłownie na klatę, co powoduje wylanie na głowę wiadra endorfin – jest to mało wyrafinowane połączenie euforii, strachu, zachwytu i przeciągłego „jaaaa pieeeeer….!!!”, które samo wyrywa się z gardła.

Suzuki GSX-S1000 (6)Wyprzedzanie innych pojazdów to w zasadzie trwająca 2-3 sekundy formalność. Nie do końca wiem, jak to jest możliwe, ale pomimo zupełnego braku owiewek wysokie prędkości są dla kierowcy całkowicie znośne. Podczas gdy na innych nakedach wymiękałem przy 130 km/h, tutaj można utrzymywać ciągłe 180 km/h (oczywiście w Niemczech i „opowiadali mi tylko…”).

Kiedy autostradowa obwodnica się kończy i pora zrobić nawrót, z pomocą przychodzą Hamulce, celowo przez duże H. Są bardzo skuteczne, ale dzięki łatwo wyczuwalnemu progowi zadziałania i systemowi ABS mają mniejszą niż zazwyczaj szansę posłania mnie w maliny – te przydrożne albo przewożone akurat w naczepie jadącego przede mną TIR-a.

Końcowe dohamowanie wyrywa zęby z dziąseł, ale motocykl w dalszym ciągu jest stabilny.

Suzuki GSX-S1000 (1)

Konrad Bartnik
Konrad Bartnik
Motocyklista, perkusista, ojciec, wielbiciel dobrej kuchni i dużych porcji. Jego największa miłość to motocyklowe podróże – bliskie i dalekie, po asfalcie i bezdrożach. Lubi wszystko, co ma dwa koła, a najbardziej klasyczne nakedy ze szprychami i okrągłą lampą. Na co dzień drapie szutry starym japońskim dual sportem. Nie zbiera mandatów i nigdy nie miał wypadku. Bywa całkiem zabawny.

2 KOMENTARZE

  1. Nie no po prostu nie do wiary…
    Dlaczego ten zajebisty artykuł nie ma ani jednego komentarza??!!
    Facet opisał przesuper ten sprzęt i z humorem i z jajem i cisza.
    Dlaczego?!
    Świetny artykuł!
    Czy mogę prosić autora/perkusistę (sam też grałem kilka lat) o kontakt?
    Mam pytanie, bo zastanawiam się nad Hondą CB1000R i YAMAHA MT-09 i tym motocyklem.
    Pozdrawiam serdecznie.
    igi

  2. Mam. Potwierdzam praktycznie wszystko z wyjątkiem odpustowego wyglądu (co kto lubi) i nieprzydatności w dalszych wycieczkach. Da się i jest całkiem wygodnie. Ale wyłącznie samemu ;-)

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

POLECAMY