Powódź kontra motocykl – ta nierówna walka nie mogła skończyć się sukcesem jednośladu. Na szalony pomysł pokonania rwącego nurtu wielkiej wody wpadł pewien Amerykanin. Zobaczcie czym przypłacił swą niefrasobliwość.
Przejazd motocyklem przez bród nie jest sprawą prostą. Wymaga dobrej techniki i opanowania. Ponadto każdy doświadczony biker enduro powie to samo: przed pokonaniem brodu sprawdź dno. Nigdy nie wiadomo czy nie czai się tam ogromny głaz albo dwumetrowy lej. I NIGDY nie pokonuj takiej przeszkody siedząc na motocyklu.
Motocyklem przez powódź
O tych zasadach zapomniał bohater filmu. Zdrowy rozsądek powinien podpowiedzieć mu, że tak ogromna masa wody wymywa wszystko, co stanie jej na drodze. Pod warstwą wody może nie być już drogi ani chodnika, tylko głębokie na dwa metry koryto rzeki.
Wjazd motocyklem w przelewające się tysiące metrów sześciennych szarej brei to zwykłe samobójstwo. Nieraz w wiadomościach widzieliśmy ludzi porwanych przez spokojny wydawałoby się nurt płynący główną ulicą.
Niestety nauczka dla niedoświadczonego motocyklisty przychodzi bardzo szybko. Mamy nadzieję, że uda mu się kiedyś odnaleźć motocykl.